KOS Island - 2018_06_27

Dziś wynajęłyśmy malutki samochodzik i ruszyłyśmy w drogę zwiedzać wyspę. W sumie 1 dzień wystarczy.

A zatem o KOS, wyspie kilka danych:

Grecka wysepka - długa na jakieś 50 kilka km zaledwie, szeroka na ok 8 max i ma ponad 100 km lini brzegowej. Z wielu miejsc widać oba wybrzeża - z północy i południa. Ludność grecka i turecka mniejszość (obecnie około 2 tys Turków mieszka na wyspie, reszta to Grecy).

Wysepka, dodam, że urokliwa - leży na morzu egejskim, w paśmie wysp Dodecanese z których dwie większe od Kos to Rhodos i Karpathos.

Krajobraz jak na tam małą powierzchnię dość różnorodny - od zachodu góry, wszędzie wokół morze - plaże od pięknej piaszczystej (np Paradise Beach) po żwirowe i kamieniste. Jedna z ciekawszych poniżej na zdjęciu - można z niej przepłynąć wpław na sąsiednią wysepkę (bezludną, ale stoi na niej kościółek)


No i co ja tu będę dużo pisać.
Zapraszam w podróż ...

Pierwszy przystanek - gdzieś na wzniesieniu w szczerym polu - wśród pasieki z ulami - ponoć tworzy się tutaj tymiankowy miód - pyszny. Kupiłyśmy słoiczek. Testowałyśmy łyżeczkami przed zakupem. A propos miodu - ciekawą wariacją miodową jest tzw. syrop cynamonowy - czerwony - faktycznie smakuje cynamonem. Jest to miód doprawiany cynamonem i cytryną. Też pyszny. (również zakupiłyśmy buteleczkę)


Kolejną atrakcją był ogród Hipokratesa - nie, nie jest to antyczny ogród - ma zaledwie 10 lat, ale miejsce tak ciekawe, że nie warto go przeoczyć. A my trafiłyśmy tam w deszczu - siedząc pod dachem gawędziłyśmy z właścicielką popijając jej miksturę herbacianą - napar z tymianku, rozmarynu i szałwi - przeciekawy smak. I niesłychanie przyjazna i interesująca osoba serwująca nam swoją oryginalną herbatkę, sama popijając kawę przyznała, że nie przepada za nią za bardzo, ale wszystkim innym smakuje owa mikstura. Nam też.






A potem mijając lotnisko pojechałyśmy do Plaka - lasku w którym żyją ... pawie!

Miały być jeszcze góry z żółwiami, ale to nam się już dziś nie udało niestety.





Kolejny przystanek to poprzednia stolica Kosu - Kefalos. Miasteczko położone dość wysoko już na wschodnim krańcu wyspy. Maleńkie. Na moje pytanie: Gdzie tu jest centrum? zdziwiona mieszkanka odpowiedziałam mi: Tu! Czyli w centrum jest cmentarz, bankomat, malenki supermarker i kilka restauracyjek służących również za kawiarnie, jedno widokowe wzgórze - to już w sumie poza centrum. I kościółek. Zamknięty, jak i wszystkie inne na wyspie. (poza jednym - foto poniżej)






Docierając aż na 2 koniec wyspy poczułyśmy się strasznie głodne - w końcu ... przebyłyśmy niemal calutką wyspę!
Podążyłyśmy jeszcze kilka km za Kefalos zachęcone reklamami obiecującymi 'fresh fish'. Zjeżdżając wąziutką uliczką w dół nad samo morze znalazłyśmy fresh nie fish ale seafood. I nie byłyśmy rozczarowane - grilowane kalamary i krewetki w sosie - palce lizać! Tanio nie było, ale najadłyśmy się na resztę dnia, a smak ... zostanie na zawsze. No i ta atmosfera - taras tuż nad plażą z widokiem na morze i plażę - szum fal, obsługa przemiła i bardzo sprawna. Nie chciało się stamtąd ruszać.
Widok z tarasu taverny:



Ale ... przed nami jeszcze droga powrotna i ... najpiękniejsze plaże na wyspie!
Ag. Stefanos i Paradise Beach.

Oczywiście na obu zaliczyłyśmy pływanie - na Ag. Stafanos na pobliską wysepkę, a tuż przy plaży zwiedzanie ruin starożytnych. No i ta woda - wszędzie czysta! Niewiarygodne.

Ag. Stafanos 



Paradise Beach 


Najsłynniejszy 'party resort' na wyspie, czyli Kardamenę zwiedziłyśmy już tylko z samochodu - szkoda nam było czasu wysiadać.

A przed nami jeszcze ruiny górskiego zamczyska - tu trzeba było się wspiąć trochę wyżej ....




i Zia ... wioseczka górska z jedną dosłownie uliczką i masą sklepików, w których można kupić wszysto z Kosu i okolicznych wysepek, i masą tarasów na których wieczorem można podziwiać zachód słońca. Niedoczekałyśmy jednak licząc na ciekawe widoki z gór jeszcze.









Ciekawostka - osada romska ... jak wszędzie. Brud, smród i ubóstwo i ... wścibskie dzieci.


Potem już tylko największy 'archeological site' - oczywiście płatny 8 euro (nie weszłyśmy jednak do środka z uwagi na jednak późną porę i nie ukrywam, cenę)




i ... znów na Kos.

Komentarze