Tak, w poniedziałek Wielkanocny wyruszyliśmy spalać kalorie ... na Królową Beskidów - Babią. Łaskawa dla nas nie była, ale ... ostatecznie wyprawa była może i dość ekstremalna, ale ... jakie emocje! Wyjście, jak widać na zdjęciach, było 100% zimowe - wiatr, mróz (zamarzły mi kanapki i woda w plecaku) i mgła taka, że gdyby nie GPS na komórce, kto wie czy będąc na szczycie, znaleźlibyśmy szczyt :)))
Wchodziliśmy od Krowiarek - i już od Sokolicy spotykaliśmy turystów wracających się, bo 'dziś się nie da wejść", bo "ściana i nic nie widać'. Nie tak nas łatwo wystraszyć. Postanowiliśmy to sami sprawdzić więc ... brnęliśmy dalej. Gdzieś za Kępą spotkaliśmy podobnego do nas wędrowca, który uparcie brnął w górę. On da radę (bez rękawic nawet. a niedługo już nawet bez czapki, bo mu ją zerwało z głowy i poszła w .... ) a my nie? No więc ... daliśmy radę. :) Bodaj byliśmy tego dnia pierwszymi wędrowcami, razem z rzeczonym lokalnym ludkiem, którzy weszli na szczyt. Nie byliśmy rzecz jasna jedyni, jako że dwie godz później, zmierzając na Markowe Szczawiny oczom naszym ukazała się góra w pełnej krasie - bez cienia mgły, chmur ... czyściutka i piękna. Tylko nas już tam nie było. Popodziwialiśmy wiec z dołu i tyleż nam zostało. No i te wrażenia z wejścia ... czuliśmy się 'odrobineczkę' jak zdobywcy Himalajów :)))
I cóż, że była to Babia tylko? Przecież my tacy właśnie zdobywcy - niskopienni :)))

Wchodziliśmy od Krowiarek - i już od Sokolicy spotykaliśmy turystów wracających się, bo 'dziś się nie da wejść", bo "ściana i nic nie widać'. Nie tak nas łatwo wystraszyć. Postanowiliśmy to sami sprawdzić więc ... brnęliśmy dalej. Gdzieś za Kępą spotkaliśmy podobnego do nas wędrowca, który uparcie brnął w górę. On da radę (bez rękawic nawet. a niedługo już nawet bez czapki, bo mu ją zerwało z głowy i poszła w .... ) a my nie? No więc ... daliśmy radę. :) Bodaj byliśmy tego dnia pierwszymi wędrowcami, razem z rzeczonym lokalnym ludkiem, którzy weszli na szczyt. Nie byliśmy rzecz jasna jedyni, jako że dwie godz później, zmierzając na Markowe Szczawiny oczom naszym ukazała się góra w pełnej krasie - bez cienia mgły, chmur ... czyściutka i piękna. Tylko nas już tam nie było. Popodziwialiśmy wiec z dołu i tyleż nam zostało. No i te wrażenia z wejścia ... czuliśmy się 'odrobineczkę' jak zdobywcy Himalajów :)))
I cóż, że była to Babia tylko? Przecież my tacy właśnie zdobywcy - niskopienni :)))
pierwsze podejście od Krowiarek
Na Sokolicy jeszcze mieliśmy szerokie uśmiechy - nie wierzyliśmy, że się nie da wejść.
Add caption |
Choć widok z Sokolicy był taki ....
Nieco powyżej Sokolicy, gdzieś, gdzie kończy się las ...
O tam! Tam jest tyczka! - ten widok nas niezwykle cieszył, jako że czasem długo nie mogliśmy takowej dostrzec. Zresztą gdyby nie owe tyczki, nie byłoby szans odnaleźć drogę.
Trzymam się! nie dam się zwiać! :D
Drzewa w okolicy Kępy.
JEST! Mamy szczyt. Na okoliczność zdjęcia odśnieżyłam napis na tablicy :)) Nasz napotkany towarzysz pstryknął nam pamiątkową fotę.
A tu już powrót - ponownie Sokolica i ... coś widać!
Jakieś 2 godz później już ze szlaku na Markowe. Piękna!
Komentarze