jesienne takie

Bo, że już jesień ... widać i czuć ...
I że te pluchy raczej nie zachęcały do rowerowania, a bardziej do basenów czy siłowni to też zrozumiałe.

Ale w końcu się wypogodziło i w końcu praca nie pochłania całego czasu - dużo, ale nie cały.

Zatem niedziela to spacer po całkiem innej niż moja okolicy - lasek, jeziorko i ... dużooo błota.




Środa wyglądała troszkę jak malutki odwet za lasek Czyżowicki  (acz było to zupełnie niezaplanowane) - czyli mgły, szuwary, chaszcze, mokradła - w moim lasku buty znów dostały swoją porcję błota. 5,5 km marszu z przeszkodami, uśmiechy od ucha do ucha. I znów ktoś szorował buty, moje się dziś wykruszyły same :)))




A dziś ... dziś w południe w końcu słońce, ciepło i wolnego kilka godzin - cudownie na tyle, że nie mogłam się powstrzymać (po obraniu malin w ogrodzie), żeby nie pobiec ... przed siebie - acz ścieżyną wzdłuż rzeki - 6,5 km zaliczone. Dodatkowo wytupane całe błoto  z butów - na ścieżce już sucho dziś. I spory ruch - rowerzyści (swoją drogą mało 'gentlemańscy' jako, że biegnąc sobie ścieżką usłyszałam za sobą taką oto konwersację: (nie biegam z muzyką nadal)

A: Ty patrz. Jakaś niezła d... biegnie. Podrywamy?
B: No! jedziemy.

Kilka metrów po minięciu mnie:
A: Eee... jednak stara d... Spadamy.

(inne wyrazy 'zachwytu' zostały ocenzurowane)

No. Myślę, że komentarz zbędny ;)

Poza tym ... było przepięknie. Grzybów nie znalazłam :)))



Komentarze