Błatnia 2017 po raz pierwszy

Błatnia zdobyta! A że można się na nią wspinać z różnych punktów, zawsze trochę z innej perspektywy. Jeśli ktoś pamięta moje zeszłoroczne zmagania z górą, tym razem było nieco podobnie, acz od Jaworza Nałęża szlakiem S (poprzednio zjeżdżałam nim w dół) zdecydowanie lżej się wdrapać. Choć pokonać trzeba ładny kawałek na nogach jednak. OK, ja na nogach, bo stromo i jeszcze sporo błota po ostatnich opadach.

Ale warto. Człowiek może się męczy pod górę (tym razem nie umierałam, mimo, że to dopiero początek sezonu). Na górze widoki dziś umiarkowane, bo mgła w dolinach, słaba widoczność.


W sumie 31,5 km zrobione.




Jeszcze nie na Błatniej. Tuz pod Siodłem Przykre. Dość, żeby się zmachać. :)



Daje radę. Nadal się nie rozsypał. :))




Jeszcze nie Błatnia. Pod Siodłem Przykre. Już dość, żeby się zmachać. :))



Tu się zaczyna przygoda.




Prawdziwy rowerzysta musi czasem i rzekę przekroczyć. Kiedy tu byłam ostatnio niemal przeskoczyłam z brzegu na brzeg. Ale to było latem.





Zatem dotarłam. Schronisko na Błatniej.



Widoki nie powalały, ale jeśli ktoś kocha góry, to taki widok żaden problem. Ważne, że góry i że nie pada.


Siodło Przykre - chyba nie sprzeczałabym się z tą nazwą po wdrapaniu się z dołu. :)


Komentarze