nad pięknym modrym Dunajem


Tak. Dunaj to nie Beskidy. 
Ale czasem beskidzka góralka w świat szerszy ruszy i też się zachwyca tym co wokół, zwłaszcza, że stale ma wokół góry. Inne niż Beskidy. Czy piękniejsze? Nie. Ale piękne swoim własnym pięknem. 

Zatem zapraszam na wycieczkę na pogranicze Węgier i Słowacji. 
Ruszamy rowerami ze Szczurowa po stronie słowackiej. Miasteczko przebiegliśmy wzdłuż i wszerz jeszcze wieczorem poprzedniego dnia, żeby rano od razu ruszyć na węgierską stronę. Teren Esztergomu, zwłaszcza zamek był nam oczywiście znany już wcześniej, więc weszliśmy na wzgórze dopiero wieczorem po powrocie, zwłaszcza, że widok zachodzącego słońca ze wzgórza (a zachodzi od strony mniej jednak urokliwego Szczurowa) czyni miasteczko znacznie urokliwszym miejscem niż jest w rzeczywistości. 

Zatem ruszamy mostem na rzece Dunaj (otwartym ponownie dopiero w 2001 r.) i pędzimy popod wzgórzem wzdłuż Dunaju. Wiedzie tamtędy ścieżka rowerowo-piesza. Spotkaliśmy i rowerzystów, którzy podobnie jak my zmierzali wzdłuż rzeki - Niemców, Holendrów, Francuzów i zapewne wiele innych narodowości (z czego spora część z pewnością podążała znacznie dalej niż my bo aż do Wiednia) 

Dunaj jednak po ostatnich deszczach rozlał się dość obficie w korycie, tak, że część ścieżki wręcz była zalana wodą. Z tego powodu wybraliśmy lokalną drogę w stronę Visegradu, malutkiej naddunajskiej miejscowości z pięknym starym zamkiem na wzgórzu. Do tego momentu trasa niezbyt wymagająca, przyjemna, choć trzeba uważać na samochody, bo ruch na drodze spory. Oczywiście na zamek można wjechać drogą samochodową, ale wiedzie tam również droga piesza, a w zasadzie droga krzyżowa ze stałymi stacjami. Nieco na skróty, ale za to stromo. Postanowiliśmy tamtędy sforsować wzgórze. Poddałam się mniej więcej w połowie, przywiązując rower do pobliskich krzaków i wbiegając piechotą na górę. Trochę szkoda zjazdu ale ... raz, że było dość ciepło, a dwa, mieliśmy w planach dość długą trasę - chyba nie do końca wierzyłam we własne siły.

Z Visegradu ruszyliśmy dalej w stronę urokliwego, turystycznego miasteczka, również na brzegu Dunaju, Szentendre. Zjedliśmy lody na rynku, poprzecieraliśmy własnymi butami stare bruki i postanowiliśmy wzdłuż rzeki dojechać do Vac. W rzeczywistości dotarliśmy niemal pod mury, ale do miasteczka nie wjechaliśmy z braku czasu. (chyba Szentendre zajęło nam ciut za długo, ale to naprawdę urocze miejsce) 

Po powrocie do Sturova nasze liczniki wskazywały 115,5 km. 
Jeden z towarzyszy miał nos na kwintę, bo nie pobiliśmy rekordu dziennego, który wynosi nada prawie 130 km. Ja chyba miałam dość wrażeń na jak na jeden dzień. 

Most graniczny Esztergom -Sturovo. 



Dunaj wylewa czasem poza 



Koło przeprawy promowej - nadłożyliśmy sobie drogi, żeby dotrzeć na cypel niewielkiego półwyspu, gdzie turyści biwakują (i śmiecą) a rybacy łowią ryby. 



Dalej drogą wzdłuż pól słoneczników - w tle góry. 




Visegrad - tam własnie zmierzamy. 



Droga krzyżowa, zwłaszcza jeśli idzie się z rowerem :))) 



Ale kiedy już się dojdzie - widok rekompensuje trud. 




Ten widok na naddunajskie wioski też ... 


 




W końcu trzeba zejść w dół ... żeby pojechać dalej.



A to już Szentendre - rynek 


 

 cd



typowe wąskie uliczki, schody ... zaułki 


 





 A po powrocie do Esztergomu - w nagrodę piękny zachód słońca nad Dunajem
(nie modrym w każdym razie, bo woda w kolorze rozbełtanej brązowej ziemi)




I imponujący widok z mostu ... zdecydowanie wolę w tę stronę 


Komentarze

Unknown pisze…
Pieknie TAM☺.
JA Węgry znam tylko od strony Bükfürdő i okolic. Warto by tam wrocic.
Gratuluje Wam rekordu rowetowego.
Wiekszość na wczasach raczy się wódka i lezy . Czynne wakacje maja lepszy urok.Zdjecia jak zawsze PIĘKNE. ☺☺☺ Gorąco Pozdrawiam
Unknown pisze…
Ten komentarz został usunięty przez autora.