cd zagranicznych wojaży góralki - Istria

Już w poprzednim poście pisałam nie o Beskidach, a o zagranicznych wojażach. No cóż. Czasem trzeba opuścić strefę własnego komina, popodziwiać coś w świecie, a potem znów wrócić - radosnym, zadowolonym i dalej kochać co swoje. Choć ... Istria zdobyła moje serce. Dosłownie.
Gdybym miała się kiedyś wyprowadzać z kraju, czego póki co nie planuję jednak, mogłabym wyemigrować właśnie tam. I to nie nad morze, a w góry. Zresztą tam góry i morze są tak blisko siebie, że ma się oba w zasięgu ręki, a kocham oba. Góry są piękne, a Adriatyk (Jardan po chorwacku) czysty, po prostu czysty, co wcale nie jest aż takie oczywiste.

A wracając do roweru - otóż był i rower, ale chyba 5 dni to za mało, żeby nieco przywyknąć do temperatur powyżej 30 stopni (w gruncie rzeczy 31-32). I to nie chodzi aż tak o mnie co o mój rower, który się czasem chciał przykleić do asfaltu w geście buntu. (na Węgrzech tego nie robił :)

Zatem tutaj nieco odpuściliśmy 'wyścigi rowerowe' stawiając na zwiedzanie i mnogość dyscyplin.
Zatem i jazda rowerowa po przepięknych istarskich miasteczkach na wzgórzach, czasem jednak rowery przywiązywaliśmy do jakiegoś krzaczka u podnóży i ruszaliśmy piechotą ku górze. Celem zawsze jest wieża kościelna z uwagi na fakt, że zawsze góruje nad resztą miasta i widać ją niemal z każdego miejsca. Zaś urocze ścieżki (czasem strome), brukowane najczęściej, czasem schodowe, wąskie wiodą pod samą campanellę (dzwonnica po włosku - ok 1/3 mieszkańców to Włosi, więc wszystko ma swoje włoskie nazwy również).

A zatem ... kilka zdjęć z przeszłości. (niektóre z bardzo dawnej nawet, bo miasteczka są znacznie starsze niż u nas, kamienne, wyślizgane przez wieki i miliony stóp bruki i schody)

Buzet   

Campinella w miasteczku Buzet - mieszkaliśmy jakieś 12 km w dół. Zwiedzaliśmy o 7 rano. To był świetny pomysł, bo o tej porze temperatura dopiero się rozkręcała. Zaczynaliśmy od jakichś 18 stopni. 31 stopni zastało nas już w drodze powrotnej - w dół.

 u bram Motovun 



a to widok z tarasu kawiarenki na wzgórzu  - warto było się męczyć wchodząc? ano warto! dla takich widoków warto (a to ledwie zdjęcie telefonem) 


a tak wygląda z punktu widokowego ok 1 km od miasta 

Ciekawostka - miasteczko żyje ze zbierania trufli w okolicznych lasach. 



uliczka wewnątrz miasta - duży samochód to kiepska opcja dla mieszkańców. My byliśmy piechotą 


Kolejne miejsce - Novigrad (Citanova)


jak widać na załączonym zdjęciu - docieraliśmy też regularnie na wybrzeże, znacznie częściej zachodnie. 


Villa Venezia na promenadzie  - wenecki styl łatwo zresztą rozpoznać 


i znowu - kamienne wąskie uliczki 


mury miejskie od strony morza 

PAZIN - sam środek Istrii 



mury zamkowe 

komnata wewnątrz zamku 



stojąc na murach otaczających zamek można zobaczyć głęboki wąwóz - atrakcją są tyrolki, dla tych co nadal potrzebują adrenaliny. wybierając zjazd nad wąwozem można zrezygnować z popołudniowej kawy :) 


Campinella pazinska w tle 


I znów nad morzem - Porec 

zabytkowa bazylika - dziedziniec 


marina - a co!? ;)


jedną z aktywności oczywiście było plażowanie po zwiedzeniu miasta - to akurat plaża już kilka km za Porecem - stąd wreszcie brak betonów, za to przyjemny cień pod piniami 



Rynek w Porecu z ratuszem i dowód na to, że jednak rower się nie marnował 



ROVNIJ - chyba najurokliwsze z nadmorskich w mojej subiektywnej ocenie 



Bazylika św. Eufemii (którą to morze zaniosło do brzegów miasteczka razu pewnego, a zdarzenie to zostało uznane za cudowne, przez co pobudowano jej imponującą bazylikę, a samą Eufemię umieszczono na wieży i odtąd przepowiada pogodę (zwrócona do morza zwiastuje ładną pogodę, w stronę miasteczka - deszcze) i strzeże miasta. 



Brama wiodąca na wzgórze z bazyliką - bruk jest tak śliski, że trzeba uważać, żeby nie zaliczyć zjazdu. Turystów masę. 


Romantyczny widok pod wieczór o zachodzie robi się nawet bardziej nastrojowy. 



Campinella koło bazyliki. na szczycie rzeczona Eufemia. Dziś spoglądała w morze.



Czasem można zamienić dwa kółka napędzane własną siłą na mechanicznego rumaka :))) 
Choćby tylko do zdjęcia. 


O zachodzie 




Wracając w góry - Svety Lovrec 
Najbardziej intrygujące miejsce - wpół opuszczone, ospałe, na pozór bezludne niemal. Przed barem kilku lokalnych mężczyzn sączyło piwo. Spotkane w miasteczku kobiety jakieś smutne. Ale miejsce ma swój urok. 


Miejskie budynki - połowa opuszczonych, zaniedbanych, walących się ... 


ale jest i coś tak cudnego jak te dwie ściany - bo ocalały tylko dwie ściany i zadaszenie 


ruiny na tle wieczornego, błękitnego nieba 


Rynek miasteczka nie imponuje 


a to tak trochę na deser - tuż koło wieży widokowej (niestety zamkniętej na o dziwo dość nowe, masywne drzwi) - toaleta :)  





Jeszcze w podobnym stylu, ale wznoszące się niemal nad morzem - VRSAR 

widok z góry na okolicę 



uliczka w środku miasteczka  - poszukiwaliśmy jakiegokolwiek marketu bo usychałam z pragnienia - jeden malutki sklepik! i to po długich poszukiwaniach 



Oczywiście - campinella 



Są piękne budynki i stare kamienne z odpadającymi elewacjami, lub kamienne - bez elewacji 


Na sam koniec PULA - nie dlatego, że najpiękniejsza czy największa - nie. Dlatego, że posiada imponujący amfiteatr - jedyny w Europie tak dobrze zachowany. Robi wrażenie! 








Kolejna antyczna budowla - Forum  




i restauracja w zabytkowych murach 



campinella ..... 



i stare mury 




A na pożegnanie - fotka z dystansu - miasto w gruncie rzeczy to kombinacja nowoczesności ze starożytnością.  






Ostatnie widoki tuż przed wyjazdem 





Komentarze