niezła zima tej jesieni była ... czyli jak zostaliśmy odcięci od świata



Rzadki widok w tych stronach - kwiaty przysypało śniegiem nim zmarzły. Zwykle marzną już początkiem września - w tym roku dotrwały do śniegu.




To było coś jak prezent na Dzień Nauczyciela. Zawsze dostawałam jakieś kwiatki, słodycze. W tym roku - śnieg. I to jakby sam się wprosił. I został. Zasypał nas po kolana (dobrze, że nie po uszy, choć i uszy można było mieć zasypane i za kołnierz się nie raz zsypało kiedy zbyt blisko było drzewo). A że tu u nas jest tak jak to bywa w Polsce - nikt nie przewidział ataku zimy mimo, że od tygodnia wszelakie media o tym 'trąbiły'. I nie byłam osamotniona w tym moim zapóźnieniu. Ja tylko nie zdążyłam zmienić opon na zimowe. Drogowcy nie zdążyli się za to dogadać z miastem kto też ma nas odkopać z tych zasp skutkiem czego przez dwa dni przedzieraliśmy się przez zaspy śniegu i żadne opony tu nie były w stanie pomóc. A walczyliśmy z tym żywiołem następująco:



Co prawda nie mam zdjęcia człowieka machającego łopatą bo taki widok to przecież nie nowość. Kiedy zaś zabrakło siły na machanie - trzeba się było przerzucić na 'łopatę suwaną'. Na szczęście rzeka blisko i nadmiary śniegu można było posłać do ... morza.

A tak wyglądała wtedy rzeka.
To zaś moja droga dojazdowa do domu. Odśnieżenie jej zajęło nam półtora dnia. To, rzecz jasna, tylko niewielki jej fragment.

To zaś jedno z drzewek owocowych, które nie przetrzymały ciężaru śniegu. Do wiosny zostały na razie dwa konary. O ile dotrwają.




Komentarze